W internecie znów zawrzało. I nie mówię tu o pozwie DJI wobec Yuneec’a, który okazał się jednak nie być żartem na Prima Aprilis. Wszystko za sprawą Sojuszu między 4 gigantami – DJI, 3DR, GoPro i Parrotem. Pojawia się więc racjonalne pytanie w jakim celu i jak będą radzić sobie więksi gracze na rynku, którzy nie podpisali się pod porozumieniem.
Po pierwsze sojusz został zawiązany w prostym celu – większej siły przebicia. Jednak nie o chodzi tutaj o wzmocnioną promocję, bo takich marek nie trzeba przedstawiać. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że porozumienie zawarte, by reprezentować interes zarówno producentów, jak i użytkowników dronów. Siła większego zawsze działa z lepszym skutkiem, szczególnie, gdy za regulowanie prawne biorą się organy, które mają nikłe pojęcie lub nawet jego brak na dany temat.
Zarówno Kongres USA, jak i tożsame organizacje w innych krajach od wielu miesięcy biorą pod lupę rynek dronowy. Regulacje mają dotyczyć przede wszystkim BVLOS oraz latania nad terenem prywatny. FAA ma w planach również opublikowanie zasad do rejestracji małych dronów (poniżej 250g). W tych przypadkach legislacyjnych przyda się wspólny głos dużych producentów. Dodatkowo należy wspomnieć, że wszyscy z ww. przedstawicieli byli obecni podczas ogłaszania postanowień FAA dotyczących rejestracji dronów. A. Lisberg z oddziału DJI na Amerykę Północną potwierdza pogłoski o zawiązaniu sojuszu, który ma na celu przede wszystkim prezentację wspólnego stanowiska całej branży.
Ciężko powiedzieć, czy reszta producentów będzie w opozycji, bo mało prawdopodobne jest, że takie rozmowy o porozumieniu były podejmowane bez nich. Równie mało prawdopodobne jest, że reszta producentów będzie potulnie przyjmować decyzje poszczególnych rządów, narażając swoje spółki na straty. Możliwe jest natomiast, że wstrzymali się z decyzją, a sojusz powoli będzie rósł w siłę, powiększając się o kolejnych producentów takich jak Yuneec, Walkera czy ZeroTech.
